czwartek, 27 grudnia 2012

Obudziłam się ze świadomością, że wszystko, co wydarzyło się w nocy było złym snem. Spojrzałam na czerwone róże wyróżniające się pośród tłumu bukietów.
Obudziłam się wypoczęta. W południe udałam się na kawę i jogurt do McDonald's na Broadway. Siedziałyśmy z Sue i czytałyśmy prasę. Rzadko milkłyśmy, a jak to robiłyśmy to po to, żeby śmiać się na całe gardło. Ludzie mieli nas dość, a przyjaciele nie chcieli się do nas przyznawać. Tego dnia otrzymywałam wiele wiadomości. Wszyscy ze mną byli i życzyli powodzenia. Przeszłyśmy kilka przecznic, żeby dojść na Broadway Theatre. Lekko spóźnione śpiewałyśmy w garderobie. Weszłam na dobrze znaną mi salę, która teraz nie była miejscem ćwiczeń i zabaw. Duża, przestronna scena zwrócona ku rzędom ciasno ustawionych krzeseł. Wszystko w alternatywnej przestrzeni, utrzymane w minimalistycznym guście. Moja trema zawsze miała podłożę strachu, że kogoś zawiodę. Znałam swoje możliwości, ale bałam się, że wszyscy oczekują ode mnie jeszcze więcej.
W białej kreacji scenicznej, z idealnie ułożonymi włosami siedziałam przed podświetlanym lustrem i ćwiczyłam mimikę. W przeciwieństwie do innych robiłam to zawsze. Lubiłam być pewna, że przemawiam zarówno ja, jak i moja twarz i ciało. W garderobie było bardzo gorąco, czułam ciepło, więc otworzyłam okno, żeby wpuścić do środka trochę zimna. Mróz utrzymywał biały puch, więc wszystko tworzyło uroczą scenerię.
Na boso rozgrzewałyśmy się na drewnianym parkiecie. Moje ręce były jeszcze zimniejsze niż zazwyczaj. Miałam sine nogi i mroczki, które nachodziły na mój wzrok. Na godzinę przed występem szybkość bicia mojego serca nie pozwalało mi wydobyć z siebie głosu.
Stałam na scenie, która teraz wydawała mi się jeszcze większa, przyjmując uśmiechy i gratulacje. Z twarzą zagubionej dziewczynki, czekałam na konkretną parę rąk, która przyjdzie i przyciągnie mnie do siebie.
Spojrzałam na czerwone róże wyróżniające się pośród tłumu bukietów. Staliśmy na Empire State Building. Kończyłam taniego szampana. Wyciągnęłam iPhona i wybrałam ulubiony numer. Oczekiwania na odebranie umilała mi znana melodia, która pod gwieździstym niebem brzmiała niezwykle filmowo. We're ten thousand miles apart. Nie odebrał, po czym oddzwonił. Podziękowałam za przyjęcie zaproszenia i przyjście na premierę. Podziękowałam symbolicznie. Alegorycznie - byłam wdzięczna za obecność. 




sobota, 22 grudnia 2012

Panie Grey, jestem zupełnie pijana, proszę nie zadawać zbędnych pytań. 
Zajęli miejsca w biznes klasie. Thomas nie mógł powstrzymać śmiechu patrząc na Jessicę, która wbija się w skórzany fotel. Chwilę po starcie jej głowa opadła na jego ramię. Zasnęła. Delektował się słodkim zapachem blond włosów. Bezwiednie złapał jej zimną dłoń i przyciągnął do siebie.
To będzie długi lot...
Wyjrzała przez niewielkie okno i przez kłęby chmur dostrzegła wielki błękit. Zastanawiała się, czy wciąż jest wśród żywych.
Obok niej, wtulony w fotel spał Thomas Grey. Myślała nad sensownym planem usprawiedliwienia swojego zachowania z poprzedniego dnia, kiedy dostrzegła dwie pary wpatrujących się w nią oczu. Thomas, jak zwykle szarmancki zwyczajnie zapytał, czy dobrze jej się spało, co wprawiło ją w jeszcze większa zakłopotanie. Niezdarnie starała się ułożyć włosy.  Przeprosiła kilkakrotnie za całe zamieszanie i wesoło zmieniła temat. Długo rozmawiali i wymieniali się spojrzeniami, tymi samymi, które dawali sobie sprzed laty. Wstała i udała się do łazienki, żeby zmyć rozmazany makijaż. Odprowadził ją wzrokiem. Czarna sukienka zsuwała się z ramion. Lekko pokręcone włosy zakrywały nieprzyzwoicie odsłonięte plecy, jednocześnie pobudzając spojrzenia znudzonych podróżą mężczyzn. Zerwał się i podbiegł, łapiąc ją w talii. Wzdrygnęła się i pozwoliła przysunąć. Ręka Thomasa powiodła do jej szyi. Silnym ruchem przyciągnął zdziwione, niewinne, emanujące pożądaniem, drobne ciało. Złapała za kołnierz pogniecionej, ekstrawaganckiej koszuli i zaczęła rozpinać kolejne, grawerowane nazwą drogiej firmy guziki. Złoty zamek czarnej kreacji, francuskiego projektanta nie stawiał żadnych oporów.
Wszedł po schodach rodzinnego domu i rzucił się na swoje łóżko, żeby pomyśleć o niczym. Na półce, obok drewnianego pudełka i korkowej tablicy z białą kopertą widniał fioletowy album z rogaczami na stronie tytułowej. Zastanawiał się, czy są to jelenie czy renifery. Stanął przy oknie i zaczął przeglądać kolejne kartki. Zdjęcia oddawały dawne wspomnienia, które wciąż wywoływały uśmiech na jego twarzy.
Jessica krzątała się po uroczo udekorowanym domu. Kołysząc się w rytmach Sade wiedziała, że jest szczęśliwa. Wiedziała, że nic nie może mieć na zawsze, dlatego cieszyły ją chwile ulotne, które chwytała.  Jeszcze większe szczęście przyniósł jej śnieg, którego płatki opadały na parapet. Usłyszała ciche wołanie z dworu. Wdrapała się na półpiętro i wyjrzała przez okno. Od frontu nikogo nie było. Wróciła do domu i odpaliła iPada. Zobaczyła internetową aktywność Greya, który grał w SongPong.
Musi być bardzo samotny.
Miała ochotę go odwiedzić, bała się, że on może tego nie chcieć. Przypomniały jej się wszystkie niespodzianki, które jej sprawiał nie zastanawiając się nad jej reakcją. Wzięła kluczyki do jeepa, zapakowała okazałych rozmiarów karton do bagażnika i z Elvisem w głośnikach ruszyła przez zaśnieżone Oslo.
Stojąc na pudełku w śnieżnej zaspie, rzuciła śnieżką w okno Thomasa.
Jess, what are you doing, my darling?! Zobaczyła zakłopotanie, które przemawiało przez pełne zdziwienia i szczerego uśmiechu lico.
Sklepy zamknięte, a ja nie potrafiłam wygrzebać telewizora spod tony kabli, więc wzięłam karton po nim.
Wybiegł do niej w białym tshircie z kocem w ręku i starannie otulił. Objął ciepłymi dłońmi jej zmarznięte, zaczerwienione policzki. Potarł nosem o ten jej i dostrzegł te same, wyrażające tyle uczuć, bystre iskierki.
Niespodzianka się udała? 




Merry Christmas, my lovely happines ! :) 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

niedziela, 16 grudnia 2012

Ostatni raz pojedynek w kuchni stoczyłam w maju. Wiele rzeczy od tamtego czasu nie chciałam robić. Od tamtej pory nie miałam na sobie różowej koszuli ze złotymi akcentami od Diora, w której jechałam w  zatłoczonym metrze.
Dokładnie pamiętam jak w słoneczne południe poruszałam się nieklimatyzowanym środkiem transportu miejskiego. Ludzi było więcej niż zwykle, bo dosiedli się uczniowie South Sydney High School. Starałam utrzymać swoje ciało w równowadze i delektowałam się muzykę napływającą do moich uszu.
Weszłam do dużego gmachu i pojechałam windą na trzecie piętro. Na niebieską marynarkę ubrałam zielony, płócienny szpitalny kitel.  Grandma promiennie mnie przywitała. Pochwaliła moje stylowe ubranie. Odstawiłam torebkę od Louis Vuitton na krzesło i zauważyłam, że obiad stoi już na szafce przy łóżku. Miałam  Jej go podać. Starannie, jak najlepiej potrafię wykonywałam powierzone mi zadanie. Niezwykła świadomość tego, że umiem być potrzebna wprawiała mnie w dumę. Opowiadałam o egzaminach, które zdawałam. Spoglądałam na błękit nieba, który wchodził do sali przez duże okno. Grandma ekscytowała się urodą ratowników medycznych, a ja podtrzymywałam rozmowę. Zawstydziła mnie, kiedy pochwaliła mój czerwony koronkowy stanik Victoria's Secret wystający spod koszuli. Zirytowało mnie, że go dostrzegła, bo od zawsze powtarzała, że ma słaby wzrok. Przeczytałam Jej kartę zgody na operację, którą miała przejść po weekendzie. Ochoczo konwersowałyśmy, a moje myśli uciekały w ciemny zaułek. Zastanawiałam się nad moją osobowością. W każdą rzecz, która robiłam wkładałam jak najwięcej siebie. Myślałam kim naprawdę jestem. Jednego dnia potrafiłam zabawiać się w Europie, upijając się do nieprzytomności ze znajomymi, a drugiego siedziałam na oiomie  z przejęciem wpatrując się w monitor rejestrujący pracę serca.
Ostatni raz pojedynek w kuchni stoczyłam w maju. Nie zdążyłam zostać doceniona, a bardzo tego chciałam. Wcale nie nauczyło mnie tego być bezinteresownie, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej podświadomie Potrzebuję aprobaty. Idealnie opanowałam sztukę duszenia w sobie uczuć.
Wyjęłam z piekarnika drugą blaszkę, nie obchodziło mnie czy pierniki są smaczne, bo swój talent kulinarny odcięli mi razem z pępowiną. Zapakowałam wypieki w papierowe pudełko i zaadresowałam paczkę do Europy. Smacznego, Panie Grey.


2 szklanki mąki
pół szklanki cukru pudru
jajko
łyżka masła
pół szklanki miodu
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
łyżeczka przyprawy korzennej
i duuży kawałek serca :)


środa, 12 grudnia 2012

12/12/12

Najpierw patrzę jak śnieg przykrywa miasto. Zatrzymuję się na moment i wyodrębniam krótkie sekwencje głębokich spojrzeń. Uniosłam się nad Wall Street i zmierzam w kierunku Brooklyn Bridge. W dużej, puchowej, miłej w dotyku rękawiczce niosłam słodką bułkę, która przywitała mnie rano swoim zapachem. Z zaspanym jeszcze wyrazem twarzy obserwowałam zabieganych ludzi, nerwowo, w większości udających się w kierunku stacji metra. Celem mojej podróży był most, na którym miałam znaleźć pierwszą wskazówkę. Wśród tysięcy kłódek zawieszonych na odcinku prawie dwóch kilometrów znalazłam pokaźnych rozmiarów kopertę. Intuicja podpowiadała mi, że jest ona tym czego szukam, a rozum zastanawiał się, jak to możliwe, że ktoś niepowołany jej jeszcze nie otworzył. W środku odnalazłam liścik wskazujący kolejny punkt: Joe's coffee, moja ulubiona kawiarnia, do której zwykłam chodzić po zajęciach w Broadway Theater Archives. Kartka miała dopisek, który wywołał uśmiech na mojej twarzy i dodał nutki ekscytacji, bo poczułam się obserwowana: Wyglądasz uroczo, do twarzy Ci ze śniegiem na włosach. Odgarnęłam płatki białego puchu i udałam się w piętnastominutową podróż.
Kiedy weszłam do kawiarni wszyscy goście przerwali spożywanie posiłków. Wstali, zaczęli bić brawo, po czym jak gdyby nigdy nic powrócili do konsumpcji. Stałam jak oniemiała, jednocześnie nie mogąc powstrzymać śmiechu połączonego ze zmieszaniem. Zanim zdążyłam usiąść przy stoliku, w celu otrzymania kolejnych instrukcji podeszła do mnie kelnerka. Młoda, zgrabna dziewczyna z włosami upiętymi w kitkę podała mi talerz muffinek, a swoje idealne zęby ułożyła się w szczery uśmiech. Życzyła smacznego i zostawiła mnie z aromatycznymi słodkościami. Ze zmarnowaną miną przeczytałam wiadomość zamieszczoną na serwetce, która wystawała spod babeczek. Przestań się krzywić, tylko zacznij delektować się ich smakiem, w innym razie zepsujesz moje dzieło. Z miną psa, którego zmuszają do kąpieli usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. W trzeciej z kolei muffince odnalazłam kolejną aluzję. Właściwie to prawie ją połknęłam. Charms w kształcie Empire State Building wykonany z białego złota wywołał kolejny, jeszcze bardziej szczery uśmiech  na mojej twarzy. Wzięłam go do ręki i zaczęłam penetrować pozostałe babeczki, po czym szybkim krokiem opuściłam kawiarnię. Od piątej alei dzieliło mnie około pięciu mil. Wsiadłam w autobus, żeby nie tracić czasu na stanie w bramkach metra. Wbiegłam do budynku i udałam się w stronę windy. Wiedziałam, że dachy są magiczne, dlatego łatwo się domyśliłam, że tam musi być kulminacyjny moment niespodzianki. Pokonałam jeszcze dwa komplety schodów, po czym zupełnie sama stanęłam naśnieżnym dywanie na wieży widokowej. Zachmurzone niebo dawało miastu ciemną barwę, przez co lampki, które właśnie zapaliły się na sąsiednim budynku były bardzo widoczne. You are my heaven, przeczytałam, a na talii poczułam dobrze znany mi dotyk najukochańszych dłoni.

niedziela, 9 grudnia 2012


Wpełzając w głąb zlodowaconego przez zewnętrzny chłód panujący w tak dużej ilości jednostek, umilkła.

Destruktywnie dla siebie kloszem się otoczyła,
Jednak wewnętrznie głośno wciąż wyła.
Niemy krzyk wariatka usłyszeć zechciała.
Wariatka stanęła, choć zawsze biegała.
Czerwone światło w zieleń złączenia się zamieniło,
Wariatka nie pozwoliła by serce zgniło.
Szaman opętał uczucie dziewczyny,
Wariatka nie godziła się na takie wyczyny.
Teraz gdy port swój odnalazł statek,
Wariatka pozwala na rozwój filmowych klatek.
Scenariusz został już dawno spalony,
Więc one zbierają produkcji plony.
Reżyser ich drogi zapewne rozdzielił,
Lecz piękne są sekwencje, które im obu przydzielił. 



piątek, 7 grudnia 2012

Budzą mnie światła reflektorów i dźwięk automatycznego odśnieżania podjazdu. Z trudem wydostaję się z łóżka, z którym jestem w idealnej symbiozie. Na palcach unoszę się ponad salonem i biegnę w stronę tarasu. Wyglądam przez okno i widzę cudowny, zaśnieżony Paryż. Poranna prasa nie została dostarczona. Wszystko poszło się kochać ze sobą. I will love you till the end of time - słyszę w głośnikach po włączeniu radia. Nastawiam sokowirówkę i przygotowuję sok ze świeżych pomarańczy. Kołyszę się w rytm muzyki i zastanawiam nad swoim abstrakcyjnym życiem. Jak dużo się wydarzyło, w tak krótkim czasie. Living for the fame, kissing in the blue dark. Wreszcie niczego nie poświęcam i żyję bez zahamowań. 
Z słuchawkami na uszach i kawie (a właściwie gorącej czekoladzie) w dłoni prowadzę mojego mężczyznę. Bmw m6 bardzo mi oddany, wprawia mnie w zachwyt za każdym razem, gdy w niego wchodzę. Do you think we’ll be in love forever? Po wejściu do drapacza chmur przebieram się w mój wyjściowy outfit. Automatycznie staję się zimną królową, która wydaje rozkazy. W nieprzyzwoicie wysokich Loubotinach, z kuszącym, lekkim uśmiechem na ustach wsiadam do windy. Te same twarze z pozoru ułożonych inżynierów. Dwóch facetów w pognicionych koszulach rozmawia o nowonarodzonym dziecku Apple. Ray nachyla się nade mną i czuję odurzający zapach Marlboro. Kevin z obrączką na palcu bezczelnie rozbiera mnie wzrokiem. Często bywa w moim gabinecie. Przed wejściem, na moich oczach wylewa na siebie pół butelki Calvina Kleina i rozkłada na moim biurku projekty. Później rozkłada się na skórzanej sofie, która usytuowana jest na przeciw wielkiego okna, z którego widać mój ulubiony Paryż. Starannie mnie flirtuje, obrzuca komplementami podczas, gdy Jeremy przynosi mi słodkości z La Patisserie des Reves. Mojej ulubionej ciastkarni przy Rue de Bac. Patrzę na nich i szczerze się uśmiecham. Everything I want I have: Money, notoriety, rivieras. Płatki śniegu opadają powoli. Paradoksalnie myślę o lecie. Summertime sadness. Po raz kolejny odmawiam wyjścia na drinka po pracy. Radzę Kevinowi, aby wrócił do domu o rozsądnej godzinie. Zaczynają rozmawiać o piłce nożnej. Lubię dużych chłopców. Czasami. Wykorzystuję wolną chwilę i idę sprawdzić gmaila. Proszę nie opuszczć dzisiaj swojego apartamentu. Szykują się spore zmiany temperatur, Paryż  wieczorem będzie bardzo gorący. T. Z ekscytacją na twarzy czytam kilkakrotnie wiadomość, sprawdzam lokalizację nadania: Warsaw Airport. Dzwonię do hotelu, w którym kiedyś zatrzymywał się Thomas. Jest rezerwacja. Zrywam się z pracy. 
Z błyskiem w oczach sprawdzam wytrzymałość sprzętu mojego chłopca. Whole lotta love roznosi białe bmw. Właściwie chciałam odstawić samochód i przejść się do Jardins Eiffel Hotel. Pogoda jest cudowna, ale ja zbyt rozpalona, śnieg mógłby się zwyczajnie stopić. Oddaje auto to zaparkowania i z krokiem w stylu prawdziwej divy wchodzę do pokaźnego holu. Who has the face like smarty does? Nobody, nobody. Nachylam się nad recepcją i pytam, w którym pokoju ma zatrzymać się Pan Grey. Młody student początkowo nie chce udzielić mi odpowiedzi. Nie wierzę w jego profesjonalizm, za to bardzo wierzę w swój. Hipnotyzującą przegryzaw wargę i tym razem rozkazuję mu, żeby udzielił mi informację. Z kartą w ręku i dumą na twarzy jadę na ostatnie piętro hotelu. 
Słyszę głos Thomasa przed drzwiami, który nagrywa mi się na sekretarkę. Zauwazył, że drzwi były uchylone. W ciemnym pokoju dostrzega moją smukłą sylwetkę, na którą padają paryskie światła wlewające się przez okno. Stanowczym ruchem dłoni obejmuje moją talię i szyję. Zbliża do siebie i rzuca na łóżka. 
You're such a naughty boy
Paris, we can be crazy like that. 

środa, 5 grudnia 2012

Najpierw wywiodłam ze słowa i wdałam się w interaktywność. Uchylam rąbka tajemnicy: jestem idealna. Przestańcie patrzeć na to co robię, wszyscy wiemy, że jest to nieskazitelne. Odwracam się na pięcie. Widzę słońce, które mnie oślepia. Promienie padają na moje złote włosy. Unoszę się na wietrze. Lecę ponad miastem, patrząc na was z góry, drodzy przyjaciele. Jak miło jest i przyjemnie. Wyczuwam mrowienie. To niemożliwe. Wszyscy są mi oddani, serdeczni. Słodko się uśmiechają. Cudowne jest życie królowej. Naprawdę byłam gotowa otworzyć mój zamek. Możliwe, że przestraszyły was panujące w nim zasady. Wybaczcie, ale w pewnym momencie przestałam być waszą matką. Dałam wolność, pokazałam świat. Przepraszam tych, którzy tak łatwo się przywiązali, pamiętajcie, że to działa w dwie strony. Pozdrawiam tych, którzy pragnęli przerosnąć mistrza. Jestem dumna, że tak wiele wynieśliście z mojej akademii. Teraz możecie razem starać się odbić piłeczkę. Ewentualnie trafić nią we mnie. To może  być fajna zabawa. Futbol jest nudny, graj w gry wideo. Nieważne co zrobicie, zawsze pozostaniecie pionkami. Ja będę trzymała konsolę. Obecnie jestem zbyt zajęta swoim szczęściem, więc porzuciłam ją w kąt. Może kiedyś powrócą czasy waszej świetności. Zastanawiam się chwilę. Nie, nie powrócą. :)